Dla wszystkich pandemia koronawirusa była mniejszym lub większym trzęsieniem ziemi. Zatrzymała nasze plany, odseparowała od znajomych, przewróciła plany zawodowe i osobiste. Dla niektórych dom stał się miejscem pracy na wiele miesięcy (a dla wielu jest nadal). Zmienił się charakter spędzania wolnego czasu, robienia zakupów, kontaktów z bliskimi — koronawirus wniknął w każdy aspekt życia i wygodnie się w nim rozgościł. Jak radzić sobie z lękiem, poczuciem braku kontroli i chaosem związanym z narzuconymi zmianami?
Jedno jest pewne — nie da się zahibernować i przespać szalonego i niekorzystnego okresu światowych zmian związanych z pandemią. Nie da się też rzucić wszystkiego i uciec (nawet w Bieszczady), bo nie istnieją już strefy koronawirus-free. Skąd bierzemy siłę i czerpiemy nadzieję na lepsze, normalniejsze i bezpieczniejsze czasy? Zobaczcie, jakie strategie stosowaliśmy i stosujemy, żeby przetrwać okres pandemicznej zawieruchy.
Strategia numer 1: Wróżenie z kart
Analiza Mariusza Sójki pokazała, że Polacy poszukiwali nadziei… we wróżbach tarota. Sójka przeanalizował ponad 70.000 odsłon na kanale YouTube w Polsce i ponad 600.000 odsłon w UE. Jak to wytłumaczyć to zjawisko?
To nasza reakcja na zagrożenie.
W warunkach „mentalnie bezpiecznych” w celu dokonywania oceny sytuacji, integrowania sprzecznych danych oraz przewidywania konsekwencji używamy płatów czołowych. Jednak w niepewnych, zmiennych i niejednoznacznych warunkach VUCA (w tym artykule piszę więcej o VUCA) następuje automatyczna regresja do pierwotnych struktur mózgu. Jest to pierwotny sposób, w który próbujemy odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Tak jak dziecko szuka ukojenia w ramionach mamy, tak niektórzy szukają ukojenia u wróżbitów (którzy wiele wyjaśniają, dużo obiecują i niewiele od nas wymagają).
Strategia numer 2: „Wszystko będzie dobrze”, czyli nierealistyczny optymizm
Powszechnie uważa się, że dobrze być optymistą i oczekiwać (jak w filmach Disneya) zawsze szczęśliwego zakończenia. Tymczasem, jak przekonuje kanadyjski psycholog Neil Weinstein, nierealistyczny optymizm tworzy zbiorową iluzję pozytywnych scenariuszy podczas przewidywania zdarzeń niepożądanych (choroby, utraty pracy, zmian w rodzinie itp.). Może to przynosić odwrotny skutek i prowadzić do wielu rozczarowań i utraty nadziei. Nierealistyczny optymizm działa jak narkotyk. Pozwala na krótko żywić przekonanie, że prawdopodobnie dobre rzeczy zdarzą się nam, a złe — innym. Trzy badania profesor Dolińskiego dotyczące efektu nierealistycznego optymizmu (przeprowadzonych od momentu pojawienia się koronawirusa w Europie i w Polsce) udowodniły, że wśród Polaków dominuje myślenie życzeniowe i optymistyczne przekonanie, że koronawirusem zarażą się inni, a nie ja. Strategia ta jest ryzykowna, ponieważ nierealistyczny optymizm podpowiada nam, że jesteśmy bezpieczni. Wiąże się z biernością, czekaniem i usypia czujność.
Strategia nr 3: „Posuwanie się naprzód pomimo niesprzyjających warunków”
Spotkałam się z opinią, że dzisiejszy świat toczy choroba dwubiegunowa. Przed pandemią koronawirusa żyliśmy w iluzji wszechmocy, wypierając choroby, niemoc, starość i śmierć. Jak napisał profesor Jan Andrzej Kłoczowski „nadzieja była związana z postawą spodziewania się, oczekiwania określonych efektów”. Większość z nas miała plany, nadzieje, oczekiwania — związane z planowaniem wakacji, urlopów, spotkaniami z przyjaciółmi, pracą, itp. Ja bardzo liczyłam na ponowną podróż na Camino i długo wyczekiwany weekend majowy z rodziną. Plany zostały utopione w litrach płynu do dezynfekcji i lęku o zdrowie.
Później znaleźliśmy się drugim biegunie choroby – depresji. Ciągłe oczekiwanie na powrót to stanu sprzed pandemii dało efekt odwrotny – poczucie beznadziei. Na szczęście można sobie poradzić i z tym. Profesor Kłoczkowski twierdził, że “jeśli nadzieja jest ucieczką, to jest to ucieczka do przodu”. Innymi słowy, nadzieję przynosi sposób opowiadania o sobie i świecie w sytuacji problemu. Doskonałym przykładem jest Marek Kamiński, który do końca wyprawy na Biegun Północy upatrywał nadziei w wewnętrznej sile, żeby iść dalej. Celem nie było zdobycie bieguna, tylko dostosowywanie się, uczenie się siebie w niesprzyjających warunkach. Ten stan posuwania się naprzód pełnił funkcję stabilizatora i pomagał elastycznie dopasowywać strategie działania. Według Kamińskiego warunkiem koniecznym nadziei w osiągnięcie celu była wiara w sens działania, która nawet w niesprzyjających okolicznościach pomagała podejmować ryzyko. W tej strategii nadzieja jest tym, co pozwala człowiekowi przejść przez doświadczenie graniczne. Odrzucić posiadanie na korzyść bycia, poznania się i zbudowania do siebie zaufania.
Strategia numer 4. Nadawanie sensu bez względu na rezultat
To nie koronawirus jest przyczyną utraty nadziei na lepsze jutro — to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze reakcje. Wirusy były i choć trudno to zaakceptować — dalej będą. Natomiast to, co przestało być aktualne to złudne poczucie władzy, bezpieczeństwa i stabilności.
Gdzie zatem szukać oparcia w świecie, który potężnie się zachwiał?
W nadawaniu znaczenia nowemu, czyli temu, co się wydarza. Nadzieja jest zdolnością umysłu do patrzenia na trudności, z którymi mierzymy się teraz i jednocześnie projektowaniem sensownych dla nas rozwiązań w przyszłości. Jak pokazują badania, osoby z wysokim wyjściowym poziomem nadziei znajdują oparcie we własnych doświadczeniach (dzięki temu są także bardziej skłonne do porzucenia nawyków i otwarcia się na nowe). Nadzieja to nie naiwna wiara, że wszystko skończy się dobrze i wróci do normy. Nadzieja to zachowanie (lub odnalezienie) sensu w nowym świecie i rzeczywistości (niezależnie jaka się ona okaże). Znalezienie oparcia w świecie, który jest zmienny, nie będzie łatwe. Być może to najlepszy czas na ponowne określenie tego co dla mnie jest naprawdę ważne.
Pandemiczna zawierucha poprzestawiała wiele planów, ale nie odebrał nadziei. Ja ją czerpię z szukania odpowiedzi na pytania: co ocalało, co z tego potrzebne mi do życia teraz? Na nowo definiuje to, co jest dla mnie ważne. I jak powiedział ks. Jan Twardowski „żyję nadzieją czekając pomalutku na to co przyniesie dzień”.