Nic nie nadaje życiu takiej wagi jak… śmierć. Gdy ludzie dowiadują się, że umierają, patrzą wstecz i żałują tego, co zaniedbali, albo, mając przed sobą ograniczoną ilość dni, robią to, na co wcześniej brakowało im odwagi. Póki nie uświadomimy sobie, że mamy określoną ilość czasu, żyjemy bez zmierzania do wyraźnej puenty. Ileż to poznanie ostatecznego deadline’u mogłoby nam w życiu pozmieniać!
Ks. Jan Kaczkowski opowiadał, że gdy do jego hospicjum trafiał pacjent z trudną przeszłością, prosił o pomoc w odzyskaniu kontaktu ze swoimi dziećmi. Czuł, że zostało mu mało czasu na naprawienie tego, co zepsuł. Dzieci często odmawiały, tłumacząc, że śmiertelna choroba rodzica nie przekreśla wyrządzonych im przez niego krzywd – i miały do tego prawo. Pewne decyzje zostają z nami na dobre i nawet w obliczu śmierci może być trudno je „odkręcić”. Może to być też niemożliwe.
Z kolei Bronnie Ware, autorka książki “Czego Najbardziej Żałują Umierający” przytacza historię Grace, która, umierając, udzieliła jej rady: „żyj po swojemu”. Całe życie spędziła bowiem u boku despotycznego męża, a gdy ten w podeszłym wieku znalazł się w domu opieki, wreszcie odetchnęła z ulgą – poczuła się wolna. Wkrótce jednak zdiagnozowano u niej chorobę spowodowaną wieloletnim biernym paleniem w jego towarzystwie. Była zdruzgotana. Żyła życiem, jakiego od niej oczekiwano, by nawet u swego kresu dotkliwie odczuć konsekwencje swego podporządkowania.
Zadaj sobie więc pytanie: gdybyś wiedział/a, że został ci tylko rok życia, to na czym byś się skupił/a? Pewnie pomyślisz o spędzaniu czasu z bliskimi, szczerych rozmowach i spełnieniu długo odkładanych na później marzeń. Śmiało, zapisz całą listę rzeczy. I zastanów się, jaki jest najlepszy moment na zrobienie ich.
Życzę Ci jak najdłuższego życia w zdrowiu i szczęściu, ale wiem też, że nikt z nas nie będzie żył bez końca. Więc może ten odpowiedni moment jest… teraz?